Nadszedł kres letnich dni, epilog słonecznych i długich wieczorów, w oddali słychać preludium dążącej ku nam jesieni.
Tegoroczne lato przeminęło zbyt szybko. Skończyło się wcześnie, bo już w połowie sierpnia pojawiły się nieoczekiwanie chłodne i bezsłoneczne dnie.
Sierpień rozbłysnął dla mnie pojedynczą perseidą, po czym zgasł raptownie.
Wraz z nim stało się wspomnieniem moje (i niegdyś Wegi) ukochane miejsce – dzika łąka pod lasem.
Miejsce Mocy, pełne życia i aromatów rozgrzanych słońcem ziół, przestaje właśnie istnieć.
Epilog.
Pod budowę zakładu w strefie ekonomicznej człowiek zmasakrował część ogromnego pola rozkwitającej właśnie złotem nawłoci.
Dwa urokliwe sosnowe zagajniczki zniknęły.
Stałam obok powalonych umierających drzew. Spoglądałam na zagubione ptaki, szukające swych domów w koronach sosen, leżących pokotem na ziemi.
Płakałam.
Na tej części dzikiej łąki już nie spotkam maleńkich uroczych jaszczurek.
Spod nóg nie będą mi wyskakiwać stada polnych koników, a miriady ważek i kolorowych motyli nie przysiądą na pachnących kwiatach.
Świerszcze spakowały skrzypki i powędrowały w świat.
Nie położę się na ziemi pod rzucającymi cień sosnami i nie popatrzę w niebo.
Koniec pięknej epoki…
Epilog.
Wraz z sierpniem odchodzą też na rok lekkie świeże aromaty mięty i cytryny, orzeźwiające śniadania z arbuza i bose stopy.
Wkrótce zapłoną czerwienią buki, a babie lato misternie tkać będzie delikatne nici, z których jesień wyczaruje swoje zwiewne szale.
Preludium.
Poranne mgły otulają ciężkim płaszczem drzewa za oknem. Szczelnie zawłaszczają przestrzeń, wciskają się, wraz z chłodem, do mieszkania.
U kresu sierpnia myślę o tym, że za chwilę gęstniejące coraz wcześniej mroki, rozświetlą maleńkie latarenki i lampiony z płonącymi świeczkami.
Herbata znów pachnieć będzie cynamonem i goździkami, a z piekarnika – tej namiastki żywego ognia – roztoczą swą woń szarlotka i pierniki.
Preludium.
Szmaragdową gładkość arbuza zastąpi głęboki pomarańcz ogromnej dyni, z której wyczaruję mus, pożywną zupę i Jack-o’-lantern.
Kupione na targu jabłka napełnią aromatem kuchnię, w której cierpliwie będę łuskać włoskie orzechy.
Epilog i preludium.
Końce i początki.
Cykliczność natury.
Koło życia.
Tęsknotę za letnią porą spróbuję złagodzić choć na chwilę słowami Kenkō Yoshidy:
“Księżyc jesienny jest najpiękniejszy.
Można jedynie współczuć człowiekowi,
który nie odróżnia księżyca jesienią
od księżyca w innych porach roku
i wydaje mu się, że niezależnie od pory roku pozostaje taki sam.”
Katisha
Księżyc na pewno inny, ale i tak szkoda lata.
Ja też płakałam, gdy wycinali w okolicy drzewa i niszczyli zieleń, by mogły powstać w ich miejscu bloki i magazyny. Tak trudno się z tym pogodzić. Do dziś mi smutno, gdy sobie przypomnę jak było, a jak teraz jest. Pusto i brzydko.
Mnie tak bardzo szkoda i lata, i drzew. Zachowam je we wspomnieniach i na zdjęciach, mając smutną świadomość, że coś umarło i już nie powróci…
Gdy proza życia łączy się z poezją postrzegania…
Dziękuję, Przyjacielu!
Początki i kresy. I wciąż od nowa. Staram się w każdej porze roku odnaleźć coś, co lubię. To pomaga w czekaniu na lato i na miejsce mocy. Zdecydowanie za krótko tam bywam, by nie tęsknić szaleńczo już po tygodniu.
Klimatyczna jesień się zapowiada u Ciebie. Będzie przytulnie. A potem będzie lato.
Ślę z serca słońce gorące 💙
Dziękuję, Kochana! Nigdy bym nie pomyślała, że kiedyś tak bardzo będzie mi brak ciepła, słońca i upalnego lata. Pozostaje cierpliwie czekać na kolejny i rok i mieć nadzieję, że jednak pojawi się jeszcze piękna, ciepła, złota jesień. Uściski słoneczne!