4 lutego 2019 roku nocą wyjechaliśmy ze Szczecina do Wrocławia. Dotarliśmy do celu około godziny siódmej. Wrocław przywitał nas śniegiem i mrozem. Godzinę czekaliśmy w samochodzie.
Parę minut przez ósmą weszliśmy na teren uniwersytetu. Znaleźliśmy budynek Centrum Diagnostyki Eksperymentalnej i Innowacyjnych Technologii Biomedycznych. Miła pani doktor zbadała Wegę, podała jej narkozę. Poczekaliśmy, aż sunia zaśnie. Zostawiliśmy dokumentację i wyszliśmy na szare ponure ulice. Poszliśmy na kawę. Dostaliśmy w gratisie czekanie i niepewność.
O wyznaczonej godzinie wróciliśmy po Wegę. Wyszła do nas na chwiejących się łapkach. Na grzbiecie miała ogromny płat wygolonej skóry. Pobierano jej do badania także płyn mózgowo-rdzeniowy. Szliśmy poprzez skrzypiący śnieg do samochodu, podtrzymując słaniającego się psiaka. Otulona kocem, ułożona na poduszkach w samochodzie zasnęła ciężkim snem, nieruchomo leżąc całą drogę.
Wyniki rezonansu przyszły mailem. Wyrok: guz móżdżku, najprawdopodobniej glejak.
Świat wokół istniał nadal, ale ten mój osobisty – runął. Rozsypał się jak stłuczone lustro.
Guz nieoperacyjny. Neurolog skierował nas do onkologa.
U onkologa usłyszeliśmy o radioterapii, chemioterapii i leczeniu paliatywnym. Radioterapię musieliśmy wykreślić z powodów finansowych. Ponad sześć tysięcy euro, leczenie za granicą. Olbrzymie koszty stały się murem nie do pokonania.
Zapadła decyzja o podaniu pierwszej dawki chemii. Wiedzieliśmy, że naszej suni pozostały najwyżej trzy miesiące życia. Wega zniosła chemię dzielnie, ale wyniki badań nie pozostawiły wątpliwości – lek zrujnował jej wątrobę i odporność.
Znalazłam ludzi, którzy przeszli podobną drogę ze swoimi psami. Odszukałam adres kliniki profesora ze Słowenii, o którym dowiedzieliśmy się od onkologa.
Napisałam mail, wysłałam wyniki rezonansu i za kilka godzin dostałam odpowiedź…
„Thank you for the letter. Yes, the tumor of your dog can be radiated. The optimal protocol is 20 fractions (radiotherapies) in 4 weeks.”
Słowa, które przyniosły nadzieję, wyzwoliły w nas wolę walki. Rzuciliśmy wszystko na jedną szalę. Przygotowania do wyjazdu, zorganizowanie zbiórki funduszy na portalu Zrzutka, zaciągnięcie kredytu, dodatkowe badania Wegi przed wyjazdem, paszport dla psa, wybłagany w pracy częściowo bezpłatny urlop, przygotowania do podróży, winiety…
18 marca o godzinie dziewiątej rano stawiliśmy się w klinice profesora Janosa Butinara w Postojnej w Słowenii. Oddaliśmy Wegę w ręce lekarzy. Po szczegółowych badaniach, wykonaniu tomografii i wykluczeniu przerzutów zapadła ostateczna decyzja o rozpoczęciu radioterapii. Cztery tygodnie leczenia minęły szybko.
13 kwietnia, w sobotni poranek opuściliśmy gościnną Słowenię.
Wega, otulona kocem i miękkimi poduszkami, wiezie ze sobą na tylnym siedzeniu samochodu obumierającego w mózgu glejaka.
Trzy miesiące po zakończeniu terapii kontrolne badanie rezonansem wykazało zmniejszenie guza o 5 mm, cofnięcie ucisku na pień mózgu i remisję.
Wega wróciła do życia. Znów chętnie chodzi na spacery i wieczorami wyciąga spod kaloryfera swoją piłkę do zabawy.
Rok minął. W marcu znowu wyjedziemy nocą do Wrocławia, by o godzinie ósmej rano być przed drzwiami budynku, w którym zostawimy Wegę na kilka godzin. Znów pójdziemy na kawę, ale gdy wrócimy po sunię, wiemy, że wybiegnie do nas wesoły psiak, a nie ciężko chory pies, któremu jeden z lekarzy zalecał eutanazję.
Mamy nadzieję, że guz nadal pozostaje w stanie remisji, a możliwe, że zmniejszył się jeszcze bardziej.
Rok temu, załamana, zastanawiałam się, dlaczego???
Dziś wiem, że była to kolejna lekcja na mojej ścieżce. Musiałam znów zmierzyć się z lękiem, zagrożeniem poczucia straty i bólem. Wygrałam! Dzięki wsparciu Najbliższych i dzięki pomocy wielu osób znanych mi jedynie wirtualnie.
Dostałam od losu wielki dar, jakim jest odczuwanie wdzięczności i umiejętność życia chwilą obecną.
I kiedy wieczorami nakrywam czarne ciałko kocykiem, przytulam policzek do aksamitnej główki i dziękuję.
Za całe dobro, które dostałam.
Katisha
Cieszę się razem z Tobą, że się udało, że jest dobrze, że Twoja walka miała sens i podziwiam to, że walczyłaś, nie poddałaś się.
Widzę codziennie, że walka miała sens i czuję radość i wdzięczność za to, że Wega żyje. Gdy jeden z lekarzy zalecił eutanazję, sądziłam, że to koniec, ale na szczęście trafiliśmy do wspaniałych lekarzy, którzy dali nam nadzieję…
Ciężka lekcja… Piękna wygrana! 🙂
Tak, lekcja bardzo trudna, ale wygrana także dzięki takim osobom, jak Ty. Wiele się nauczyłam i dowiedziałam, na kogo mogę liczyć w nieszczęściu. Dziękujemy Ci za całe wsparcie, jakie dostaliśmy ❤️